Miałam zadać zagadkę, ale i tak nikt nie zgadnie, gdzie dziś spotkałam te piękne, kruche stworzenia, którym strzeliłam fotkę. Zazwyczaj widujecie je na moim blogu pod lasem, na polach, tak jak na przykład tu.
A tymczasem dziś odwiedzając Rodziców w Warszawie na Chomiczówce dostrzegłam z okna klatki schodowej coś dziwnego między blokami. Oczywiście szybciutko zbiegłam na dół. Wytrenowanym krokiem starego Indianina dyskretnie podeszłam pod ogrodzenie osiedla i zobaczyłam... trzy cichutkie trusie, które zapędziły się między blokowiska a garaże.
Na skrawku "ziemi niczyjej" rośnie jakieś chabaziowisko, pełne śmieci, pudeł i innego syfu. I tam moje piękne sarny usiłowały wyskubać sobie coś smacznego. Dobrze, że ten ugór nie jest ogrodzony i ma jakąś sieć połączeń z Puszczą Kampinoską. Ale i tak łzy mi stanęły w oczach. Odeszły dość szybko. I dobrze, uciekajcie moje piękne. Do puszczy, do lasu... do siebie. 💚