8.04.2019
Konserwa, mielonka, kiełbasa ze słoika, jak zwał, tak zwał...
Gdy człek na wiosnę "zarobiony" z tymi podwórkowymi zajęciami, akurat może mu się przydać przepis na znaną, swojską, ekologiczną konserwę. Zresztą nie tylko wtedy - zawsze!
Trochę roboty i zawsze można sięgnąć do lodówki czy piwniczki po coś szybkiego i pysznego. Zdrowego i treściwego. Czyli naszą słoikową mielonkową konserwę 😃
Najpierw mięso. Nie oszukujmy się - lepiej kupić u zaprzyjaźnionego rzeźnika na targu niż w supermarkecie.
No to lecimy
Ja robię tak.
Ok 1,5 kilo wieprzowiny, najlepiej tłustej z łopatki lub karczku, a jeszcze lepiej z obu naraz.
Jakieś 70 deko świeżego boczku, im tłustszy tym lepiej 😉
I z pół kilo podgardla.
(jeśli wolicie bardziej "smarowną" konserwę, zmieńcie proporcje, może być sam boczek - więcej tłustego dobrze robi, w końcu to nie dla anorektyków...)
I to wszystko należy potraktować maszynką do mielenia mięsa.
W międzyczasie zagospodarowujemy odkrojone z boczku i podgardla skórki, bo przecież lubimy galaretkę, a na co komu żelatyna w proszku? Kroimy, zalewamy zimną wodą, dodajemy ze 3 kulki ziela angielskiego i ze trzy liście laurowe.
Nie solimy, bo kleju nie puści. I po dwóch, trzech godzinach pyrkania na malutkim ogniu mamy swój "wsad" galaretkowy. Odcedzamy i czekamy na właściwą kolej dodawania.
Mięso zmielone, skórki nastawione, czas na przyprawy. W kamiennym moździerzu ucieram 3 kulki ziela, z 10 pieprzu, 5 kolendry i z 5 gorczycy.
Do rozdrobnionych dodaję 3-4 ząbki czosnku i ucieram na pastę. Później dodaję to wszystko do tych mniej więcej 3 kg mięsa, dosypuję 3 łyżeczki soli peklowej ( nie jestem ortodoksyjna, wolę różowy kolor wędlinki)
i mieszam dokładnie, aż zacznie być kleiste. I do lodówy na noc. Niech się pekluje.
Na drugi dzień znów zabawa w wyrabianie. Dobrze jest mieć rosół. Zimny. Ja akurat miałam, więc dodałam dobre prawie litr. Z czegoś ta galaretka w końcu musi powstać. Może być też zimna woda. Dodajemy również naszą domową, prawdziwą, aromatyczną żelatynę. Trzeba dokładnie wmasować to w mięso, choć początkowo wydaje się zbyt rzadkie. Mięso wchłonie te buliony i będzie bardziej soczyste.
I teraz dopiero zaczynamy bawić się w smak... No nie powiem dokładnie, mieszam, wyrabiam i dodaję po trochu - soli, pieprzu, ew. roztartego czosnku. Niektórzy lubią tu majeranek, ja niespecjalnie. Tu już wszystko zależy od smakowych upodobań. Co chwila sprawdzam smak.
Wyrobić to wszystko trzeba długo i dokładnie.
Później ładowanie w wyparzone słoiki
najlepiej takie, jak na fotce - równe, bez zagłębienia pod zakrętką. Wtedy da się ładnie wyjąć w całości.
Wielki szeroki gar wyściełamy ściereczką, wstawiamy słoiki, najlepiej, żeby nie stykały się ze sobą. Zalewamy wodą pod wieczko i doprowadzamy do zagotowania.
Ja przy pierwszej pasteryzacji trzymam słoiki w leciutko "pyrkającej" wodzie ok. 1,5 godziny. Jeśli słoik jest "na już", to po wystudzeniu można jeść. Jeśli jednak chcemy tę dobroć zachować na dowolną chwilę, powtarzamy operację "pasteryzacja" przez następne dwa dni po 40 minut od zagotowania słoiczków.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Gołąbki z kaszą pęczak i grzybami suszonymi - pyszne vege i garstka dobrych wiadomości o grzybach
Sezon za nami. Grzybków nazbieraliśmy? No nazbieraliśmy. To najwyższy czas robić z nich pyszności. Nie dość, że smakowite, to pełne zdrowi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz