Pierwsze przylatują żurawie. Wszystko w przyrodzie się budzi, słoneczko przygrzewa, ptaszki śpiewają... Zaraz zaraz, nie popadajmy w banał! Idzie wiosna, idzie i nadchodzi zdradziecko - baardzo bladym świtem.
Nie wiem dokładnie, który to łobuz zaczyna pierwszy. Na moje ucho rudzik.
I tak łagodnie, cichutko, trochę taka mruczanka-kołysanka, więc przekręcam się na drugi bok. Ale dołącza się kumpel, jakby się zmówiły. Już jest dwóch kolesi, ale natychmiast zaczynają się odzywać następne. Nie mija 10 minut, a cały niby-park pod domem aż się trzęsie. Pitoli toto, świergoli, kwili, gardziołkuje na całego. Takie to małe, a harmider robi jak odrzutowiec.
Jeden puszy się bardziej od drugiego i wdzięczą się do małych, skromnych samiczek. "Ja, ja, ja jestem najlepszy, najpiękniejszy, mam najmodniejsze trampki, dam ci pierścionek z brylancikiem, tylko moją bądź!!!", jak każdy facet.
Jeszcze gorzej, jak przelatuje wydzierając dzioby stado łobuzów leśnych, czyli sójek.To czystej wody żulia, bez zasad, przyzwoitości i kultury współżycia. Kibole. Przeszkadza im nasz biedny puszczyk pohukujący nocą. Nie wiem, czy wiecie, ale puszczyk nazywa się po łacinie strix aluco i od pierwszego członu tej nazwy pochodzi imię naszego rodzimego słowiańskiego demona, czyli strzygi.
Co się sierota chce zadomowić w rozwalającym się kominie starej chałupki, to dopada go to wrzeszczące towarzystwo. A na żołędzie mi spadać, żołędziówki jedne! Choć ładne to one są.
Z wysoka dobiega niewinne kwilenie kołujących jastrzębi.
Później do zbioru plag wiosennych dołącza słonko nasze poranne. Wschodzi w tych swoich łunach coraz wyżej i wwierca się pod powieki, złote igły nie mają litości. Człowiek się kuli pod kołderką, jeszcze by sobie pospał, a jego coraz więcej.
I budzi to słońce kocicę w pełnej rui marcowej, (z powodów niezależnych od nas nie dostarczyliśmy przedsterylizacyjnej piguły). Ta dopiero daje koncert. I w dodatku pokaz akrobacji godnych Cirque du Soleil. Koniec. Koniec słodkiej wiosennej drzemeczki posennej. Budzi się Mieszko, a maine-coony mają czym dopominać się o poranne jedzonko. A i Mufka, szpic wilczy, wyraźnie pokazuje że czas na podwórko.
Wychodzę i ja. Pięknie jest, słońce przygrzewa, ptaszki śpiewają, spokój rozpływa się po całym podwórku, sadzie, lesie. I jak tu nie kochać wiosny?
Pięknie napisane i super zdjęcia. Najcudniejszy jest puszczyk, oczy ma nieziemskie po prostu. Pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy. :)
OdpowiedzUsuńKrysiu, dziękuję. Musiałam się posiłkować małą fotką, podstawowa jest chyba na zewnętrznym dysku, nie mogłam jej odszukać. Wpisy będą, spokojnie będę wrzucać ze dwa na tydzień. I zanim ta wiosna wezwie mnie w szranki może uzupełnię galerię fotek :)
UsuńŚliczne zdjęcia gratuluje !
OdpowiedzUsuńJakoś się staram, choć odpowiedniego sprzętu jeszcze się nie dorobiłam. Może mi się pomarzyć, ale uwielbiam te podchody :)
Usuń