16.08.2019

Rowerki, spacerki, widoczki, obłoczki...

rower,spacer,wies,antymiasto,blog,

Bywa, że zapominamy o przyjemnościach które mamy pod nosem i na wyciągnięcie ręki. Bo po prostu są. Dostępne. W każdej chwili, więc powszednie takie. Z wieloma rzeczami tak bywa.
Ostatnio odkryłam tę zapomnianą przyjemność w rowerze. W takim niby zwykłym, a jakże cudownym wynalazku stojącym sobie w garażu.
W pierwszych "wiejskich" latach dość często jeździłam nim po okolicy, ale w związku z mnogością zajęć związanych z osiedlaniem się - remontami, cywilizowaniem chwastowiska itd nie było na to ani wiele czasu, sił, ani ochoty nawet.
W ostatnich latach rower służył do parominutowych przejażdżek na szybko do sąsiadów po jajka, lub równie szybkiego sprawdzania stanu zagrzybienia pobliskich lasków. Jak okazywało się, że grzyby wyrosły, chodziłam już na piechotę.
Gdy teraz życie nakazało mi długie spacery i rowery, na nowo odkrywam uroki jazdy na bicyklu.
Nie mam co prawda w swoim zasięgu długich, malowniczych tras rowerowych, żadne tam Green Velo, ale za to mam mnóstwo zapomnianych polnych dróg i dróżek, którymi samochodem już się raczej nie da pojechać, a zresztą - po co?
A rowerkiem się da. I jest po co. Bo i zobaczyć można widoki piękne. I nowe, i stare ale całkowicie zapomniane. 

polskie,drogi,wiejskie,antymiasto,blog,wieś




Tak, że i rowerem i na piechotę jeżdżę i chadzam  drogami, które teraz służą już tylko traktorom i kombajnom.



Ale czasem i na tym pustkowiu kogoś udaje się przyłapać na rowerowej przejażdżce.



Zawsze zwierzątka się jakieś napatoczą. Nie tylko łoś,


sarna



czy zając cieszą, 






(okazuje się, że kurzą niemniej od Mufki ☺️)
ale spotkać można na przykład takie urocze przykłady mniej dzikie - 





A i chabazikiem zauroczyć się można. 



Często przejeżdżam lub maszeruję koło rozpadającego się opuszczonego siedliska, które na własny użytek nazywam "Domem Grozy". Jakieś 3 km od nas, w polach. Zginęło tam dwóch chłopców bawiących się niewybuchem. Ich ojciec przybiegł do mnie po ratunek, to był jedyny telefon na wsi. Dwa lata później powiesił się w stodole.




Zazwyczaj opuszczone domy na wsiach zostają szybko rozkradzione, drzewa powycinane. Jednak zabobonny strach przed wisielcami spowodował, że tu wszystko stoi i samo się rozpada, stanowiąc swoiste memento. Odeszli ludzie, weszła natura. Teraz jest tam sarnia ostoja.







Czasem, gdy zbyt późno wracam, zastaje mnie w drodze niemożliwie kiczowaty zachód słońca.



I jeszcze okazuje się, że to wszystko takie fit, takie modne i zdrowe. A poza tym być cyklistą 😉 w dzisiejszych realiach, to niemalże jak być opozycjonistą.
Korzystajmy, póki lato, póki pachnie dojrzałe zboże, dopóki nie chłostają nas zimne deszcze gnane lodowatym wiatrem, a spod kół nie pryska błoto. Będziemy zdrowi, szczęśliwi i baaardzo fit i trendy  😃 . 
Albo po prostu zrobimy sobie przyjemność.


2 komentarze:

  1. Przypomniałaś mi tym wpisem wiersz Twardowskiego "Rachunek dla dorosłego". O tak, zapominamy o tylu ważnych sprawach... bo są.
    Dziękuję za chwilę piękna i refleksji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krysiu, to ja dziękuję. Skojarzenie moich refleksji z taką postacią to dla mnie specjalny zaszczyt i nagroda za pewien trud włożony w ten blog i w życie po swojemu :)

      Usuń

Gołąbki z kaszą pęczak i grzybami suszonymi - pyszne vege i garstka dobrych wiadomości o grzybach

  Sezon za nami. Grzybków nazbieraliśmy? No nazbieraliśmy. To najwyższy czas robić z nich pyszności. Nie dość, że smakowite, to pełne zdrowi...