12.03.2018

Pasztet zwyczajny bez zająca





Jak wspominałam w przepisie na rosół, najchętniej zużywam ugotowane w nim mięso (z porządnego rosołu jest go sporo) na zwyczajny pasztet, takie smarowidełko do chleba. I tak jest smaczniejszy niż każdy sklepowy.
Ponieważ wygotowane mięso jest zwyczajnie suche i jałowe, więc żeby nabrał więcej smaku kupując mięso na rosół, którego w sumie jest ok. 2 kilogramów, dokupuję kawałek podgardla, jakieś 70 deko i z 15 deko wątróbki drobiowej.
W czasie, gdy rosół się gotuje, podsmażam na złoto kawałki podgardla, podlewam trochę wodą i duszę powolutku z listkiem laurowym, pieprzem i zielem angielskim. Dłuugo. 
Wszystkie kości starannie obieram z ugotowanego, rozpadającego się mięsa.
Podsmażam na maśle wątróbkę. Na złoto, króciutko, powinna być trochę krwista w środku.
Maszynka do mięsa i do roboty. Mielę mięso, wątróbkę, podsmażone podgardle i dodaję marchew i seler z wywaru. Wszystko już zaczyna pachnieć.
Przydadzą się dwie suche bułki namoczone w mleku. Albo przepuszczamy je przez maszynkę, albo wrabiamy w ciasto pasztetowe.


Ja mielę raz na zwykłym sitku, ale możecie użyć drobniutkiego pasztetowego, nawet dwukrotnie, wtedy będzie bardziej kremowy.
Teraz wszystko zależy od naszego smaku i upodobań. Część smalcu wytopionego z podgardla idzie do posmarowania foremki. Reszta razem z sosikiem ze spodu ląduje w misce z mięsem. Zaraz za nim lądują 2 piękne wiejskie jaja. I teraz mój słaby punkt - bez miarek, na oko i smak Na początek garstka soli i łycha z czubem pieprzu. Dosłownie szczypta gałki muszkatołowej. Z gałką nie można przesadzić, ma być ledwo wyczuwalna. 
Możemy dodać trochę rosołu żeby pasztet był wilgotny.


I wyrabiamy, wyrabiamy, wyrabiamy. Próbujemy i doprawiamy bardziej jeśli potrzeba.
Ciasto wykładamy do przygotowanej formy. Starannie rozprowadzamy i upuszczamy - magiczna sztuczka- ze dwa razy z wysokości ok 50 cm formę z pasztetem. Ten zabieg pozwoli uwolnić się pęcherzykom powietrza które mogły dostać się do środka. Jeśli ciasta jest za dużo, możemy spokojnie zamrozić je w woreczku foliowym (najlepiej w formie pasującej do brytfanki). W ten sposób mamy zamrożonego gotowca do wsadzenia do piekarnika w odpowiedniej chwili.
Piekę początkowo w niższej temperaturze  -magiczna sztuczka- 130 stopni przez co najmniej godzinę (w zależności od wielkości formy). Pozwala to na równomierne podgrzanie i podrośnięcie pasztetu. Później przez pół godziny zwiększam temperaturę do 180 i na koniec do 200. Wtedy sprawdzam stopień zrumienienia i wyjmuję z piekarnika. Znam amatorów wyjadania gorących brzeżków, ale tak naprawdę pasztet powinien wystygnąć, wylądować w lodówce do stężenia i możemy zajadać. 
Lubię z majonezowym sosem chrzanowym. Oczywiście własnej roboty, nie uznaję innych. Trzeba mieć naprawdę dobry, mocny chrzan i równie dobry majonez. Przepis banalnie prosty. Czubata łyżka chrzanu, taka sama majonezu troszkę śmietany i sól do smaku. Wymieszać, polać plastry pasztetu i smacznego. A do tego grzybki marynowane. Każdego rodzaju.
Taki pasztet można wykorzystać jeszcze w inny sposób, ale "o tem potem" 😂 . 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Gołąbki z kaszą pęczak i grzybami suszonymi - pyszne vege i garstka dobrych wiadomości o grzybach

  Sezon za nami. Grzybków nazbieraliśmy? No nazbieraliśmy. To najwyższy czas robić z nich pyszności. Nie dość, że smakowite, to pełne zdrowi...