22.07.2018

Niezbyt pożądani goście




Dziś trochę o mniej sielskim i mniej bezpiecznym obliczu mieszkania na wsi. Oczadzeni pięknem i atmosferą naszego miejsca na ziemi, czasem możemy przeholować z uwielbieniem dla natury. Norma, zwłaszcza dla dusz romantycznych i ekologicznych. Sprawa dotyczy naszych (często bliskich) niebezpiecznych sąsiadów.
Czy też gości. Chodzi o rozmaite brzęczydła latające nad naszymi głowami, topiące się w mniej lub bardziej rozrywkowych napojach i częstujące się naszym pożywieniem. Czyli pszczoły, osy i szerszenie. Buszując w internecie niejednokrotnie łapię się za głowę widząc nawiedzoną niefrasobliwość ludzi. Udowadniają, że "nie można" likwidować gniazd os czy szerszeni znajdujących się niedaleko naszych wiejskich siedzib. Bo to jest forma naturalnego współżycia z przyrodą. 
Dwa przykłady z mojego podwórka. Nie teoria, ale praktyka - to najbardziej działa na wyobraźnię.
Mąż ubrał rankiem polarową bluzę. Okazało się, że w nocy zadomowił się w niej szerszeń i tak przyjacielsko go przywitał, że wylądowaliśmy z jego spuchniętym ramieniem i wędrującymi czerwonymi plamami na twarzy w szpitalu. Oczywiście zastrzyki, dwie godziny obserwacji i powrót do domu. Dobrze, że nie jest uczulony na jad błonkówek. 
Ale ja jestem.
W piękny, październikowy dzień oprowadzaliśmy przyjaciół po naszym sadzie. I nagle we włosy wpadła mi osa, goniąca jakiegoś owada. Moment i poczułam piekący ból. Wiedziałam, że u mnie to nie przelewki. Zdarzało mi się dostać od tego stworzenia użądlenie. Później przez dwa miesiące nosiłam np na udzie 10-15 centymetrowy, bolący obrzęk, mimo stosowania domowych środków i leków przeciwuczuleniowych. 
W skrócie skończyło się tym, że natychmiast wezwane pogotowie jechało w naszą stronę, a my z dziką prędkością w stronę pogotowia. Cały czas w kontakcie z dyspozytorką. Leżąc na tylnej kanapie walczyłam z utratą przytomności, która przyszła w momencie usłyszenia sygnału karetki. Reanimowali mnie na poboczu "gdańskiej". No i szpital, kroplówki, zastrzyki. Do podwórka już by nie dojechali. Moi bliscy nie zbagatelizowali tej sytuacji, zareagowali natychmiast i dzięki temu siedzę przed kompem i opisuję to wszystko. Mniej szczęścia miała rok później znana aktorka Ewa Sałacka.
Niestety, ale mieszkanie na wsi nie oznacza zgody na wszystko wokół "jak leci". Od wieków mieszkańcy wsi mieli swoje sposoby na pozbywanie się niebezpiecznego sąsiedztwa. Mieszkaniec wsi nie musi "...bo to wszystko wokół to natura" wystawiać siebie i bliskich na niebezpieczeństwo. A szerszeń czy osa w bezpośrednim otoczeniu takie niebezpieczeństwo oznacza. I nie mów mi, że nie jesteś uczulony. Z uczuleniem jest tak, że nie jesteś uczulony, nie jesteś, a w którymś momencie alergia może się ujawnić. Jeśli zbagatelizujemy - może być różnie. Uważam, że zachłyśnięcie się naturą, wsią, nie zwalnia nas od obowiązku poszerzania swojej wiedzy na temat otaczającej nas przyrody. Czy mając w obrębie podwórka gniazdo żmii zygzagowatej pozwoliłbyś jej mieszkać między Twoimi dziećmi czy wnukami? A ona jest mniej niebezpieczna od pszczoły. Albo - rośnie wielki, gruby, piękny, biały chwast. No piękna roślina, mocna i taka... naturalna - a to może być Barszcz Sosnowskiego, jedna z najbardziej niebezpiecznych roślin w naszym kraju...

6 komentarzy:

  1. Ojej! Ja też należAŁAM do tych szurniętych niefrasobliwców... Podkreśliłam końcówkę -ałam, bo ten wpis uświadomił mi własną eko-głupotę. A ja mogłam się wymądrzać, bo po prostu nigdy nie miałam tych stworzeń u siebie. Nie lubię niepotrzebnych ingerencji w przyrodę, chemicznych oprysków, bezsensownego mordowania i takie tam i myślałam, że podobnie trzeba postępować z osami, szerszeniami i nawet żmijami. Powtórzę - bo nie miałam... Otworzyłaś mi oczy. (Boże jak dobrze, że jesteś z nami siostro! <3). Ja po ugryzieniu zwykłego komara chodzę spuchnięta, z rozpalonym rumieniem, przez miesiąc. Ugryzienie mrówki powoduje u mnie taki obrzęk, że noga ostatnio nie mieściła się w sandale męża (ja mam rozmiar buta 36, on 45). Jutro idę na badania potwierdzające/wykluczające boreliozę (pierwszy w życiu kleszcz). Znając moje szczęście, to mam wszystko... Osy i szerszenie do tej pory jakoś nie trafiły na mnie. Jestem już jednak uświadomiona. I dziękuję. Unikać będę jak ognia i milczeć przy likwidacji gniazd. Dziękuję za ten mądry wpis. Ps. A o Ewie Sałackiej jakoś mi uszło. Dopiero zobaczyłam przyczynę śmierci. Omatko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem przeciwna chemii itd. Niestety, po tym zdarzeniu musiałam zlikwidować późną jesienią gniazda na strychu starej chałupy. Oczywiście strażacy. Ok 50 gniazd, jedno wielkie jak wiadro. Nie ingeruję w to, co poza podwórkiem ale na ogrodzeniu wiszą pułapki. Już nie szarżuję, bo dla mnie to nie zabawa. Na wsi sąsiedzi opowiadali o dwóch przypadkach użądleń gdzieś przy pracach polowych, zakończonych tragicznie. Uważaj na siebie, uczulenico :) (jak ja)

      Usuń
  2. Nie przesadzajmy z ekologicznym życiem, my też przecież jesteśmy częścią ekosystemu i musimy dbać o swoje życie i zdrowie. Ekopułapki? Tak, jak najbardziej. Ale jeżeli na działce, strychu czy okapem dachu owady zbudują nam gniazdo, nie ma co oglądać się na ekologię. Uczulony może być każdy. Każdy może nabyć tego uczulenia. I, co gorsza, nie wiedzieć o tym. Przykład sprzed dwóch tygodni- osy zagnieździły nam się w podsufitce altany. Maleńka dziurka wlotowa, owadów na zewnątrz niewiele.Mój mąż oporny- po co pryskać, nie przeszkadzają. I to właśnie jego ucięły w nogę dwie osy. W ciągu niespełna pół godziny był opuchnięty,w bąblach, CAŁY-od stóp po oczy, ledwo mówił.Pojawiły się duszności.Pogotowie, zastrzyki. A do tej pory reagował na jad pszczół czy os jak przeciętny Kowalski- zwykłym obrzękiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiki, dziękuję za komentarz. Właśnie dlatego napisałam o bagatelizowaniu tego problemu. A i tak na jednej z grup parę osób skomentowało to w stylu "owady są u siebie, a my jesteśmy gośćmi"... Wystarczy uruchomić wyobraźnię, a jeszcze lepiej podeprzeć ją przykładem. To miałaś niezłą jazdę, wyobrażam sobie jak to wyglądało. Szkoda, że tak boleśnie dla siebie i dla Ciebie przekonał się, jakie to może być zagrożenie.

      Usuń
  3. Oboje byliśmy porządnie wystraszeni i wstrząśnięci. Specjalna gaśnica do zwalczania os i szerszeni jest już stałym elementem wyposażenia altany. "Owady są u siebie, a my jesteśmy gośćmi"- frazes, w dodatku absurdalny.A my, ludzie, to skąd jesteśmy? Z kosmosu? Ziemia nie należy również do nas? Nie chciałabym być źle zrozumiana- jestem za ochroną przyrody, szanuję ją, staram się ją chronić w miarę możliwości, ale jako element tego ekosystemu też mam swoje prawa. Myślę, że osoby, które tak mówią, nigdy nie musiały położyć na szali życia bliskiej osoby i gniazda os.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham naturę, ale nie trawię fanatyzmu pod żadną postacią. A takie bezkrytyczne opinie powtarzają się w dobie internetu w każdym "kółku zainteresowań" i dotyczą dosłownie każdego tematu. A co do latających zagrożeń to czapki i kapelusze koniecznie trzeba nosić, bo najgorzej jak coś się we włosy zapląta... Mam nadzieję, że już doszliście do siebie 👌

    OdpowiedzUsuń

Gołąbki z kaszą pęczak i grzybami suszonymi - pyszne vege i garstka dobrych wiadomości o grzybach

  Sezon za nami. Grzybków nazbieraliśmy? No nazbieraliśmy. To najwyższy czas robić z nich pyszności. Nie dość, że smakowite, to pełne zdrowi...