16.04.2018

Ogniskowe tęsknoty





Parę kawałków drewna, trochę brzozowej kory czy suchego mchu i już mamy kontakt z naszymi pra-pra-praprzodkami. W naszej podświadomości wciąż widzimy w kontrolowanym ogniu coś magicznego, magnetycznego, dobrego, bezpiecznego. Coś co nas przyciąga i wycisza. Hipnotyzuje.
Od kiedy wczesny przedstawiciel naszego gatunku okiełznał ogień, zaczął szybciej ewoluować. Ogień, ten straszny żywioł okazał się przyjazny. Ogrzewał w zimne dni, a zwłaszcza noce, co pozwalało zwiększać terytoria. Odstraszał dzikie zwierzęta, dostarczał zupełnie innego, lepiej przyswajalnego pożywienia. 
Związek z ogniem tkwi w nas głęboko. Każdy "żywy" ogień, czy to kominek, czy ognisko ma na nas głęboki wpływ.
U nas na wsi ognisko możemy zapalić o każdej porze roku, nawet w śniegu w trzaskający mróz. Późną jesienią i wczesną wiosną palimy sporo "ognisk porządkowych" z grabionych liści, opadłych gałęzi, suchej trawy, też mają swój niezaprzeczalny urok. 


Ale takie prawdziwe, najbardziej wyczekiwane, zaczynają się wiosną gdy noce przestają być zimne. To wielka frajda, gdy o zmierzchu ptaki dają nam swój przedsenny koncert, a my starannie układamy w stosik najpierw kawałki kory i maleńkie, jak najbardziej suche drzazgi. Obkładamy je coraz większymi patykami, kawałkami drewna. Wystarczy podpalić i po chwili spod strużki dymu pokazują się 
pomarańczowo-czerwone języki ognia które zachłannie zaczynają pożerać przygotowane przez nas drewienka. Tu filmik. Teraz trzeba trochę uwagi, żeby w odpowiednim momencie dokładać coraz bardziej konkretne kawałki, aż wytworzy się taka ilość żaru, że z pewnością szybko nie przygaśnie.
Płomienie przyciągają wzrok, ogrzewają, pochłaniają kolejne polana. Można tak siedzieć we dwoje wpatrując się w gwiazdy, można spotkać się z przyjaciółmi i piec nad ogniem kiełbaski


tocząc leniwe rozmowy. Albo burzliwe dyskusje. Można brzdąkać na gitarze i śpiewać lub nie. Można się zakochać... ♥ Gdy spojrzysz na takie ognisko z pewnego oddalenia zobaczysz obraz jak z Rembrandta - z mroku wyłaniają się lekko oświetlone ogniem sylwetki. 
Takie noce mogą się przeciągać do momentu, gdy znów usłyszymy ptasi świergot i zobaczymy jaśniejący horyzont. Jeszcze wtedy możemy wygrzebać z naszego małego, rozżarzonego wulkanu przypieczone ziemniaki, posmarować masełkiem, posolić i brudnymi od popiołu rękami zajadać te pychoty. I gdy tylko ma się czas i ochotę, można powtarzać ten rytuał do poźnej jesieni. Czego wszystkim życzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Gołąbki z kaszą pęczak i grzybami suszonymi - pyszne vege i garstka dobrych wiadomości o grzybach

  Sezon za nami. Grzybków nazbieraliśmy? No nazbieraliśmy. To najwyższy czas robić z nich pyszności. Nie dość, że smakowite, to pełne zdrowi...