14.03.2018

Wiejski mocarz, czyli przyjaciel gazik.


Tu i ówdzie wspomniany został Gaz-69. Wart jest paru słów. Stojący w krzakach oberwaniec nie wzbudzał entuzjazmu. Pokochaliśmy go później, kiedy przyszła zima i trzeba było pojechać do sklepu zrobić zakupy dla siebie i sąsiadów (tam jeden ciągnik zamarzł, a inny też niedomagał). 


Nie mieliśmy jeszcze samochodu na 4 łapy. Ale był Gazik. Zaspy, drogi nie widać, wycieraczki jakieś śmieszne włączane pstryczkiem, śnieżny dym w kabinie... Stało się jasne, że opłaci się zainwestować w dalszy byt i sprawność tego wzgardzonego początkowo pojazdu.
Wyprodukowany w 1969 roku dla armii LWP posiada silnik dostawczego żuka, ale reszta jego dzielności jest proweniencji sowieckiej. Niezniszczalny napęd na cztery koła (lub dwa - to zależy od działania dodatkowego drążka) wymaga uzupełniania oleju w skrzyniach, reduktorze i mostach napędowych. Kierownica bez wspomagania wyrabia muskulaturę, świecenie lamp wyostrza wzrok, zaś apetyt na benzynę powstrzymuje od planowania dalszych wypraw. Cudo.
Plandeka dawno już sparciała, ale w lecie i tak robi za kabriolet, a w zimie wystarczy prowizorka.
Wygląda jak przysłowiowe "dno beczki", co dodaje więcej smaczku, gdy niewtajemniczony nowy gość usłyszy odpalany od dotknięcia silnik.
Żeby nie było wątpliwości, gazik służy nam bardziej jako zastępca wiejskiego traktora. Przeciągamy nim kamienie, zwozimy drewno do drewutni, wozimy gości po okolicy. Odpowiednie wrażenia gwarantowane. 
Tu widać, jak jest przydatny po przejściu małego tornadka przez naszą leśną drogę




Każdej jesieni szykujemy go do corocznego egzaminu niezawodności - na parokilomertowym pustkowiu jakakolwiek awaria mogłaby przemienić kierowcę w syberyjskiego wędrowca. 
Za grosze kupujemy szpargały typu zaworki i membranę do pompy paliwa, świece i przewody zapłonowe, sprawdzamy akumulator, oleje i płyny (raptem jeden) ...ot, cała fatyga. Po prawdzie, dodać należy szorowanie rąk i zalepianie ran plastrem. Pozostaje wrzucenie do blaszanych schowków siekiery, absolutnie niezbędnego młotka, drutu i starych świec. Zimowy ekwipaż wzbogacają: derka i stary kożuch, stalowa lina do wyciągania zafrasowanych panów w półbutach, tudzież wiecznie uzupełniany zapas w postaci buteleczki rozgrzewacza. Do burty przymocowana jest - a jakże! - łopata.
I tak trwamy na wsi - my i nasz przyjaciel "gazik".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Gołąbki z kaszą pęczak i grzybami suszonymi - pyszne vege i garstka dobrych wiadomości o grzybach

  Sezon za nami. Grzybków nazbieraliśmy? No nazbieraliśmy. To najwyższy czas robić z nich pyszności. Nie dość, że smakowite, to pełne zdrowi...