Było o ptaszkach, słonku itd, ale wróćmy do rzeczywistości.
W zasadzie zastanawiam się, jak to jest, że nie znoszę późnej jesieni i zimy.
Te ponure, krótkie dni mnie dobijają, ogarnia mnie depresyjny nastrój, sen zimowy tuż-tuż. A przecież powinnam kochać te miesiące, bo to jedyny czas w ciągu roku, kiedy można trochę poleniuchować bez specjalnych wyrzutów sumienia.
Gdy tylko wyjdzie trochę słońca na błękitne niebo, powietrze przestaje mrozić łapki, człowiek natychmiast w te łapki chwyta jakieś grabie czy inny sekator i hajda. Na zeszłoroczne liście, na odrastające samosiejki, na starą, zeschniętą trawę. Rosną kopczyki liści, trawy, gałązek, snują się ogniskowe dymy.
I już po pierwszym dniu jesteśmy załatwieni. Leży człek ze spuchniętą ręką i z wyrzutami sumienia, że przecież trzeba było tylko troszkę, że po co było tak się rzucać na tę robotę, że gdyby nie to, to dziś można by było jeszcze to czy tamto podgonić...
Ale to "wzmożenie" wiosenne jest jakimś stanem atawistycznym. Zakorzenione głęboko jak u niedźwiedzi budzących się po zimie. Coś się zaczyna, na coś czekamy, każda noc krótsza, każdy dzień pompuje słoneczną witaminę. Codziennie wypatrujemy nowych oznak budzącej się wiosny - coraz większe pączki na drzewach, coraz więcej zielonych przecinków w żółtobrunatnej trawie. Popatrzcie jakie tycie kwiatuszki się pojawiają.
Coraz to nowe ptasie głosy dołączają do chórów. Taka wiosenna adrenalinka pobudza niebywale po ciemnych miesiącach. Stąd nagły szał prac wiosennych.
A gdy nie można tą spuchniętą ręką nic pograbić, to można chociaż coś napisać. Co niniejszym czynię :)
Cieszę się, że "broń rolnicza" nie zaszkodziła na tyle, by nie móc postukać w klawiaturę. :) Zazdroszczę Ci tych wiosennych klimatów, poszukiwań, odkryć i zachwytów, które tak plastycznie opisujesz, że od razu bym gdzieś przed się rwała. A tu noc, deszcz i chłód...
OdpowiedzUsuńZdrówka życzę i nie szarżuj za bardzo
Dzięki, samą mnie wciąż mnie zadziwia, że po 20 latach na wsi wciąż mam takie same zachwyty i wzruszenia :)
OdpowiedzUsuń